Последно разглеждани позиции
Влезте, за да се запознаете със списъка с артикулите
Любими
Влезте, за да се запознаете със списъка с артикулите
MELCHIOR HONDEKOETER
(Na płótnie, 3 stopy 10 cali wysoki, 4 stopy 11 cali szeroki).
Melchior Hondekoeter, urodził się w Utrechcie, 1636. r, umarł zaś 1695. r.; przeto w 1662. był w samym kwiecie wieku; przytem w swoim rodzaju słynął jako mistrz, za którego prace bardzo drogo płacono. Jednakowoż dawniej wesoły ten artysta, teraz sposępniał i uważał się za nieszczęśliwego. Ożenił się bowiem z młodą, piękną kobietą, ale złośnicą wielką, która zatruwała mu życie. Hondekoeter szukał rozrywek, uciekał z domu; nic jednak nie wskórał, tylko popadł w rozpustę. Myśl o domowem nieszczęściu ścigała go wszędzie i gorzką czyniła każdą chwilę.
Jedyną pociechą Hondekoetera była menażerya. Posiadał on zupełny zbiór pawi, kogutów, kur, gęsi, kaczek i gołębi, najrzadszych i najpiękniejszych gatunków i odmian, których używał za wzory do malowania ptastwa.
W tym rodzaju malarstwa Hondekoeter był i jest prawdziwie jedynym. Nikt nie zbadał tak dokładnie charakterystyki i fizyologii ptaków, a żaden malarz nie zdołał wyobrazić ich dobitniej i prawdziwiej. Umiał on nadto układać różne sceny z swoich ptaków, także dawały pojętności dowody i wyrażały, jakby ludzie, różne namiętności: gniew, obawę, nienawiść, odwagę, miłość i t. p. Wyrażenia te uderzają prawdą, chociaż bez najmniejszej ujmy własności jakie stworzenia te z natury posiadają.
Pomimo że Hondekoeter słynął na cały świat ze znakomitego i odrębnego talentu swojego, żona nie dawała mu przecież pokoju, i dręczyła ciągle wyrzutami, że sztukę swoję do zbyt nizkiego sprowadza dążenia. Chciała żeby malował obrazy do ołtarzy, ukrzyżowania i wniebowzięcia, a głównie nalegała o to, żeby się pozbył swoich pierzastych zastępów.
Hondekoeter, zgrabny, pięknej budowy, miał oczy niebieskie i jasne włosy; wzdychał, słuchając wyrzutów żony, nie porzucił jednakże ulubionych swoich wzorów, a w rzadkich chwilach odpoczynku, uczył pysznego koguta hiszpańskiego zawodu, różnych sztuk, choć ten umiał ich niemało. Hondekoeter sam zaczynał nabierać przekonania, że wraz z całą sztuką swoją nieużytecznym jest człowiekiem, gdyż wszyscy mu powtarzali, co żona jego ciągle każdemu mówiła, że głupcy są co mężowi jej tak drogo za obrazy płacą, albowiem za setną część tych zmarnowanych pieniędzy, dostaćby można najpiękniejszego drobiu żywego. Takiemi sądami niezmiernie upokarzali artystę. Lecz miał on doczekać się świetnego odwetu.
Razu pewnego otworzyły się drzwi jego mieszkania i wszedł otyły jegomość, w angielskim stroju, oznajmiając że jest Tomasz Watts.
— Czy tu mieszka Mynheer Melchior Hondekoeter? — zapytał, widocznie ucieszony że sławnego artystę widzi przed sobą.
— Tak jest!— odpowiedział malarz nieśmiało, poglądając ukradkiem na żonę.
— Cieszy mnie mocno, że cię widzę Master Melchior Hondekoeter. Naumyślnie przepłynąłem kanał, żeby mieć tę przyjemność. — Jesteś największym malarzem kogutów. Powiada ci to, Master Hondekoeter człowiek, którego najmilszem zajęciem jest wprawianie kogutów do walki (cockpit). Kładę cię wyżej nad Kembrandta, Rubensa, Correggia, Angela i Rafaela, a dobrze przyjąć to powinieneś, gdyż wiem co mówię!
Hondekoeter powstał, skłonił się uprzejmie, chociaż mocno zdziwiony taką przemową.— A więc uznają jego talent, i to silnie, namiętnie. Melchior poczuł się artystą, lubo zajmował się zapełnianiem jednej tylko karty w bogatej księdze sztuki.
— A teraz wymaluj mi kilka kogutów, ale kogutów do bitwy!— zawołał sir Thomas Watts.
Malarz przyznał że jak żyje nie widział jeszcze takiego koguta.
— Każdy będzie dobry,— rzekł anglik.—Weź pierwszego lepszego z twoich pysznych kogutów, z błyszczącem okiem, małym, zakrzywionym dziobem; z niewielkim grzebieniem, bo z dużemi grzebieniami nie mają odwagi, z szeroką piersią, ścięgnistemi nogami, ostrogą długą, ale prostą, nie zakrzywioną, bo razy takich są bezsilne; z obciętemi skrzydłami, aby w walce mógł bić niemi, i z krótkiemi piórami w ogonie, dla lekkości w rzutach. Ach sir! taki kogut, i przez ciebie odmalowany! to będzie cud, jakiego na ziemi nie znajdziemy.
Hondekoeter kiwnął głową niezadowolony. Wymagasz pan, żebym mu odmalował obszyndowanego ptaka; nigdy takiego nie robiłem i robić nie mogę.
Rozpoczęły się żywe układy. Malarz nie dał się przebłagać, chociaż mu Anglik ofiarował 200 gwineów za bitwę kogutów; nie zważał nawet że mu żona nakazywała spojrzeniem przyjąć ofiarę i myśl Anglika.
— Chodź pan ze mną, a dopiero mnie zrozumiesz!— zawołał Hondekoeter, śmielej niżeli zwykle. — A wtedy zobaczymy, czy będziesz chciał jeszcze żebym ci robił obraz poobcinanego koguta.
— Poobcinanego ? — zawołał Watts. — Nie znam przecież nic zupełniejszego nad koguta do bitwy. Natura jest w nim posuniętą do najwyższej doskonałości!
Hondekoeter zaprowadził Anglika do ptaków swoich. Sprawiedliwie był pewnym że zadziwi Tomasza Watts. Takiego przepychu pod tym względem bogaty wyspiarz nie widział jeszcze nigdzie.
— I mogęż inaczej malować moje kochane ptaki? — zawołał artysta z zapałem.
— Prawda że są osobliwe! piękne, piękniejsze nawet od bitewnych kogutów!
— Przypatrzno się pan temu kogutkowi! — ciągnął dalej Melchior, chwytając koguta i sadzając go na ręku. Kogut ten jest przynajmniej tak mądry jak ja sam.... A to nie przesada, ręczę panu. Na mój rozkaz przybiera on różne postawy akademickie i zostaje w nich bez poruszenia, spokojnie, jak długo zechcę.
— To być nie może! I zakładam się o co tylko chcesz.
— Dobrze! Hans, popysznij się! — zawołał malarz. Kogut zaraz stanął w dumnej postawie, nieruchomy, jakby ze spiżu był odlanym.
— Ale ja zawstydzę i spłoszę twojego koguta! — zawołał Tomasz Watts.
— Nic z tego! bo się nie boi, i nie spłoszysz go. Anglik z dziesięć minut przypatrywał się temu cudowi oswojenia, nareszcie rzekł:
— Odmaluj mi tego koguta, a 200 gwineów twoje będą. To rzecz nowa i bezprzykładna.
Lecz w tejże chwili pyszna kwoka gdakać zaczęła; walońska kokosz boleśnie jęczała, turkawki i gołębie kryły się po gzymsach, a kogut Hans zadrżał, nie zmieniając jednak postawy na rozkaz pana przyjętej. Wtem jastrząb spuścił się pod same niemal stopy malarza, schwycił dwoje kurcząt, z których jedno szponami. Hans groźnie wyskoczył naprzód do walki z drapieżnym napastnikiem.
Hondekoeter zastanowił się z podziwieniem; nie sądził nigdy żeby jego rodzaj sztuki był tak dalece dramatycznym. Anglik także zdziwił się niepomału. Gdy jastrząb odleciał łup unosząc, powiedział do malarza:
— To była prawdziwa bitwa! Czy możesz ją odmalować ?
— Dlaczego nie? To przynajmniej będzie dobry obraz!— odrzekł Hondekoeter.
— A ileż chcesz? Myślę że 300 gwineów! I wyliczył zaraz pieniądze. Gdy malarz skończył to najsławniejsze dzieło swoje, bogaty Anglik już nie żył, a poczciwy Hondekoeter nie miał komu oddać ani pieniędzy, ani obrazu. Sprzedano ten utwór do Niemiec, i stanowi on jeden z najcelniejszych obrazów Galery i Drezdeńskiej.